@"LA Woman / Shadowplay"
Znaczy, ponieważ dla mnie obrona prawa dziennikarzy do naciaganych porównań jest ważniejsza nawet niż walka z piractwem pozwolę sobie zauważyć, że jednak są interesujące porównania. W obu wypadkach występuje miasto i występuje nie tylko w roli tła akcji, także jej współbohatera. W obu wypadkach nie wiadomo kim jest "you" i w obu mamy poważne powody by wątpić, czy jest kobietą (a w każdym razie, czy we wszystkich przypadkach).
Szczególnie wyraźne to jest w "LA Woman", w którym czasem podmiot liryczny zwraca się do jakiegoś kobiety, a czasem ewidentnie do miasta ("drivin' down your freeways, drive through your suburbs"). W "LA Woman" zwraca się do miasta mimo wszystko jednak z afirmacją, no bo hej, to jednak Kalifornia. Miasto powoduje, że bohater odzyskuje swoje "mojo" (aczkolwiek skoro w ogóle poczuł jego utratę - nie do pomyślenia w czasach, gdy bohater był królem jaszczurów i mógł zrobić wszystko! - już jest lekko depresyjne).
W "Shadowplay" odwrotnie. Jeśli bohater w ogóle miał kiedyś jakieś mojo, miasto i pokój z grą cieni mu je odebrały. A teraz miasto zabija... bohatera? "you"? samo siebie? Nie wiadomo, ale kluczowa zwrotka niewątpliwie odnosi się do śmierci. W centrum miasta, gdzie spotykają się wszystkie drogi, nie będzie mojo. Bo północna Anglia tak się różni od Kalifornii, jak listopad od maja. Albo Thanatos od Erosa.
Znaczy, ponieważ dla mnie obrona prawa dziennikarzy do naciaganych porównań jest ważniejsza nawet niż walka z piractwem pozwolę sobie zauważyć, że jednak są interesujące porównania. W obu wypadkach występuje miasto i występuje nie tylko w roli tła akcji, także jej współbohatera. W obu wypadkach nie wiadomo kim jest "you" i w obu mamy poważne powody by wątpić, czy jest kobietą (a w każdym razie, czy we wszystkich przypadkach).
Szczególnie wyraźne to jest w "LA Woman", w którym czasem podmiot liryczny zwraca się do jakiegoś kobiety, a czasem ewidentnie do miasta ("drivin' down your freeways, drive through your suburbs"). W "LA Woman" zwraca się do miasta mimo wszystko jednak z afirmacją, no bo hej, to jednak Kalifornia. Miasto powoduje, że bohater odzyskuje swoje "mojo" (aczkolwiek skoro w ogóle poczuł jego utratę - nie do pomyślenia w czasach, gdy bohater był królem jaszczurów i mógł zrobić wszystko! - już jest lekko depresyjne).
W "Shadowplay" odwrotnie. Jeśli bohater w ogóle miał kiedyś jakieś mojo, miasto i pokój z grą cieni mu je odebrały. A teraz miasto zabija... bohatera? "you"? samo siebie? Nie wiadomo, ale kluczowa zwrotka niewątpliwie odnosi się do śmierci. W centrum miasta, gdzie spotykają się wszystkie drogi, nie będzie mojo. Bo północna Anglia tak się różni od Kalifornii, jak listopad od maja. Albo Thanatos od Erosa.