Ahhh... IG Metall. Co przypomniało mi mój ulubiony case z tak zwanego życia zawodowego. Dawno temu wdrażalimy z dwoma kolegami system helpdeskowy w dużej niemieckiej korporacji. Caly projekt to był jeden wielki cyrk Monty Pythona no ale ja nie o tym. Korporacja kazała robić wszędzie w całym świecie a Niemcy zostawić na koniec, widać czuli pismo nosem co będzie. No to wdrożylimy, narobilimy się jak dzikie świnie, pojeździłi po świecie, zarobili na mieszkania itp itd no i na koniec wdrażamy w mateczniku. Wszystko niby w najlepszym porządku, zero problemów technicznych bo wszystko w międzyczasie rozwiązane w cięzkich bojach po różnych Tajwanach i Brazyliach, wszystko ready to go, po czym przychodzi klasycznie bawarski wąsaty grubas, mówi że jest z IG Metall i że oni nie pozwalają na wdrożenie bo całkowita zmiana aplikacji to zbyt duży stres dla pracowników. I na tym się z tego co wiem wdrożenie zakończyło, w każdym razie nam podziękowano, z tego co wiem pół roku później cały projekt skancelowano, pomimo wyrzucenia paru milionów w błotko. A następnie kupili helpesk jako usługę w firmie zewnętrznej. Na szczęście co mieliśmy zarobić to i tak zarobiliśmy bo myśmy swoje zrobili. Ale hasło IG Metall mi się pewnie do końca życia będzie kojarzyło :)
Nie ukrywam że od tamtej pory jak słyszę hasło "związki zawodowe" w połączeniu z hasłem "korporacja" to przypomina mi się natychmiast tamten kretyn. No ale sobie zawsze powtarzam żeby nie powielać durnych patternów :) Jakoś w przemyśle ze związkami to wszystko jest jakieś bardziej straightforward i trudniej o idiotyzmy.
Nie ukrywam że od tamtej pory jak słyszę hasło "związki zawodowe" w połączeniu z hasłem "korporacja" to przypomina mi się natychmiast tamten kretyn. No ale sobie zawsze powtarzam żeby nie powielać durnych patternów :) Jakoś w przemyśle ze związkami to wszystko jest jakieś bardziej straightforward i trudniej o idiotyzmy.