Lurker4lyfe, delurkuję, bo chciałem podziękować za tę notkę.
Nie piszę dużo na internetach, bo w większości dyskusji, które czytam, nie mam wiedzy porównywalnej z komciującymi, albo po prostu nie chce mi się flejmować, no i nikt mi za to nie płaci. Szkoda, że z Agatą Nowakowską i Dominiką Wielowieyską jest dokładnie inaczej, przynajmniej tak sądzę po ostatnich kilku tekstach publicystycznych na portalu. Dlatego teraz mi się trochę uleje, sory dla gospodarza, zrozumiem jak poleci za tl;dr i osobiste wycieczki, no ale Jezus po prostu na krzyżu płacze za każdym jednym razem jak sprawdza rss-y.
Jestem byłym nauczycielem. Obecnie wykonuję tzw. wolny zawód i jakoś sobie radzę. Pracowałem też w różnych miejscach, na zmywaku, fizycznie, w biurze. Nie zaliczyłbym się do grupy złych nauczycieli, przez których potem Polska przegrywa w piłkę. Wspominam o tym, bo mam świeże porównanie i wiem, jakie są różnice.
Ludzie wciąż nie kumają, że nauczyciel to jeden z najbardziej trudnych i obciążających psychicznie zawodów. Nie ma rybek na fejsie, przerwy na zawołanie, rozmów przez telefon i kawy na biurku, tylko koncentracja przez cały czas pracy jak masz szczęście, to trafi ci się jedno okienko i jedna duża przerwa bez dyżuru (w trakcie dyżuru nie możesz iść do toalety znaczy się możesz, ale na własne ryzyko). Jest to koncentracja na trzydziestu i więcej dzieciach, z których każde jest bardziej nieprzewidywalne niż narzędzia pracy felietonistek Gazety. Jednocześnie w odróżnieniu od policjanta czy lekarza nauczyciele nie mają tak naprawdę żadnej władzy ani prestiżu, o ile uczniom czy rodzicom wystarczająco nie zależy. Jest to zawód wymagający również konkretnej wiedzy i rzadkich, trudnych do wyćwiczenia umiejętności, których żadne studia nie nauczą. I ludzie, którzy spełniają te wymagania, mogą realizować się w znacznie bardziej wynagradzającym i spokojniejszym zawodzie. Mogą np. dbać o problemy dzieci z ubogich rodzin pisząc zaangażowane teksty w klimatyzowanym biurowcu w Warszawie. Mityczne Powołanie nie płaci rachunków i nie wynagradza nadszarpniętego zdrowia, podobnie Satysfakcja z Wykonywanego Zawodu. W tej chwili jedyne, co może zaważyć o takim wyborze ścieżki zawodowej to przywileje socjalne i możliwość dorobienia popołudniami, o ile ktoś uczy już któryś rok, bo jeśli robi awans zawodowy i/lub dopiero oswaja się z pracą w szkole, to może o tym zapomnieć. Jeśli Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska sądzą, że ich pomysły wcielone w życie przysłużą się dzieciom z biednych rodzin, bo nauczyciele będą bardziej zmotywowani i zaangażowani, a komu nie zależy, to odpadnie, to oczywiście nie wiedzą o czym piszą. Dołożenie pracy i zmniejszenie przywilejów socjalnych spowoduje, że wymarzeni nauczyciele felietonistek Gazety poszukają sobie innej pracy, a zostaną właśnie ci, którzy z takich czy innych względów nie mają wyboru, a fakt odebrania im przywilejów i de facto pogorszenia warunków pracy nie wpłynie pozytywnie na jakość kształcenia (która zresztą jest równie zależna od wielu czynników kompletnie niezwiązanych z wykształceniem i podejściem dydaktyczno-wychowawczym nauczyciela, ale św. Wolny Rynek lubi proste rozwiązania, że im mocniej kopniesz psa, a potem im większą parówą mu majtniesz przed nosem, to będzie wyżej skakał). How about them ghetto kids?
Najważniejsze, że Agata Nowak i Dominika Wielowieyska mogą se przybić piątkę moralnej wyższości. Jako osoba już praktycznie niezaangażowana w publiczną edukację mogę też się przychylić do ich postulatów, bo jak to by wyglądało, że nie dbam o dobro dzieci z biednych rodzin? Po obaleniu KN i pchnięciu omawianych zmian obydwie panie będą albo dalej pisać zaangażowane felietony w tym klimacie, albo zaczną posyłać dzieci do prywatnych szkół. Ja pewnie dalej będę robił to co robię i obawiam się, że nieprędko będzie mnie stać na posyłanie mojego hipotetycznego potomstwa do szkoły prywatnej. No ale przynajmniej jest szansa, że nasze dzieci będą chodzić po tych samych nowych chodnikach co to samorządy zrobią z oszczędności.
Nie piszę dużo na internetach, bo w większości dyskusji, które czytam, nie mam wiedzy porównywalnej z komciującymi, albo po prostu nie chce mi się flejmować, no i nikt mi za to nie płaci. Szkoda, że z Agatą Nowakowską i Dominiką Wielowieyską jest dokładnie inaczej, przynajmniej tak sądzę po ostatnich kilku tekstach publicystycznych na portalu. Dlatego teraz mi się trochę uleje, sory dla gospodarza, zrozumiem jak poleci za tl;dr i osobiste wycieczki, no ale Jezus po prostu na krzyżu płacze za każdym jednym razem jak sprawdza rss-y.
Jestem byłym nauczycielem. Obecnie wykonuję tzw. wolny zawód i jakoś sobie radzę. Pracowałem też w różnych miejscach, na zmywaku, fizycznie, w biurze. Nie zaliczyłbym się do grupy złych nauczycieli, przez których potem Polska przegrywa w piłkę. Wspominam o tym, bo mam świeże porównanie i wiem, jakie są różnice.
Ludzie wciąż nie kumają, że nauczyciel to jeden z najbardziej trudnych i obciążających psychicznie zawodów. Nie ma rybek na fejsie, przerwy na zawołanie, rozmów przez telefon i kawy na biurku, tylko koncentracja przez cały czas pracy jak masz szczęście, to trafi ci się jedno okienko i jedna duża przerwa bez dyżuru (w trakcie dyżuru nie możesz iść do toalety znaczy się możesz, ale na własne ryzyko). Jest to koncentracja na trzydziestu i więcej dzieciach, z których każde jest bardziej nieprzewidywalne niż narzędzia pracy felietonistek Gazety. Jednocześnie w odróżnieniu od policjanta czy lekarza nauczyciele nie mają tak naprawdę żadnej władzy ani prestiżu, o ile uczniom czy rodzicom wystarczająco nie zależy. Jest to zawód wymagający również konkretnej wiedzy i rzadkich, trudnych do wyćwiczenia umiejętności, których żadne studia nie nauczą. I ludzie, którzy spełniają te wymagania, mogą realizować się w znacznie bardziej wynagradzającym i spokojniejszym zawodzie. Mogą np. dbać o problemy dzieci z ubogich rodzin pisząc zaangażowane teksty w klimatyzowanym biurowcu w Warszawie. Mityczne Powołanie nie płaci rachunków i nie wynagradza nadszarpniętego zdrowia, podobnie Satysfakcja z Wykonywanego Zawodu. W tej chwili jedyne, co może zaważyć o takim wyborze ścieżki zawodowej to przywileje socjalne i możliwość dorobienia popołudniami, o ile ktoś uczy już któryś rok, bo jeśli robi awans zawodowy i/lub dopiero oswaja się z pracą w szkole, to może o tym zapomnieć. Jeśli Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska sądzą, że ich pomysły wcielone w życie przysłużą się dzieciom z biednych rodzin, bo nauczyciele będą bardziej zmotywowani i zaangażowani, a komu nie zależy, to odpadnie, to oczywiście nie wiedzą o czym piszą. Dołożenie pracy i zmniejszenie przywilejów socjalnych spowoduje, że wymarzeni nauczyciele felietonistek Gazety poszukają sobie innej pracy, a zostaną właśnie ci, którzy z takich czy innych względów nie mają wyboru, a fakt odebrania im przywilejów i de facto pogorszenia warunków pracy nie wpłynie pozytywnie na jakość kształcenia (która zresztą jest równie zależna od wielu czynników kompletnie niezwiązanych z wykształceniem i podejściem dydaktyczno-wychowawczym nauczyciela, ale św. Wolny Rynek lubi proste rozwiązania, że im mocniej kopniesz psa, a potem im większą parówą mu majtniesz przed nosem, to będzie wyżej skakał). How about them ghetto kids?
Najważniejsze, że Agata Nowak i Dominika Wielowieyska mogą se przybić piątkę moralnej wyższości. Jako osoba już praktycznie niezaangażowana w publiczną edukację mogę też się przychylić do ich postulatów, bo jak to by wyglądało, że nie dbam o dobro dzieci z biednych rodzin? Po obaleniu KN i pchnięciu omawianych zmian obydwie panie będą albo dalej pisać zaangażowane felietony w tym klimacie, albo zaczną posyłać dzieci do prywatnych szkół. Ja pewnie dalej będę robił to co robię i obawiam się, że nieprędko będzie mnie stać na posyłanie mojego hipotetycznego potomstwa do szkoły prywatnej. No ale przynajmniej jest szansa, że nasze dzieci będą chodzić po tych samych nowych chodnikach co to samorządy zrobią z oszczędności.