Zgadzam się z tezą notki, chociaż spróbuję uściślić kilka drobiazgów.
1) Nie jest prawdą, że praca na umowę o dzieło na kwoty rzędu 4 tys. wyklucza kredyt hipoteczny.
(Właściwie staram się nie mówić o tym "praca", a tylko "wykonywanie dzieł", a siebie nie nazywać "pracownikiem", a "twórcą", jakkolwiek by to pretensjonalnie i niewygodnie nie brzmiało. Szczególnie pilnuję tej terminologii w kontaktach z moimi zleceniodawcami-wyłudzaczami, którzy lubią myśleć o sobie, że są moimi "pracodawcami").
Dostałem (dostaliśmy) kredyt hipoteczny na ok. 50-metrowe mieszkanie w dobrej dzielnicy Poznania legitymując się wyłącznie serią umów o dzieło na kwotę ok. 4 tys. miesięcznie na rękę łącznie na 2 osoby (kredyt razem z żoną). Pozytywne decyzje kredytowe dostaliśmy we wszystkich 3 bankach, w których składaliśmy wniosek (Millennium, BNP Paribas, Getin), a z riserczu wiem, że szanse na kredyt byłyby jeszcze co najmniej w mBanku i Aliorze. Kredyt wzięty rok temu. Z rozmów z doradami u brokerów i w bankach wnioskuję, że nie byliśmy wyjątkiem, choć czuć było, że to dla nich raczej rzadkość.
2) Nie jest niestety prawdą, że firma automatycznie "wyskakuje z kasiorki" z powodu
trzymania na śmieciówce kogoś, z kim de facto ma stosunek pracy. Jako osobiście zainteresowany badałem temat na coponiedziałkowych konsultacjach w oddziale PIP.
Przeszkoda pierwsza: takich rzeczy oczywiście nie przyznaje się w trybie administracyjnym, najpierw trzeba przepchnąć sprawę przez polski wymiar sprawiedliwości. W Poznaniu, gdzie mieszkam, terminy rozstrzygania przeciętnej sprawy cywilnej są podobno krótkie na tle kraju i sięgają około półtora roku. Podobno pozew o ustalenie stosunku pracy to raczej trudna sprawa, nie obejdzie się więc bez zastępstwa procesowego, na które ja-prekariusz najpierw musiałbym wyłożyć ciężkie (dla mnie) tysiące, pogłebiając stan niepewności. Pomoc PIPu jest umiarkowana: można ich poprosić o kontrolę u pracodawcy. Jeśli kontrola potwierdzi nieprawidłowości, mogą wlepić jakąś karę administracyjną i wnieść w moim imieniu pozew do sądu. Ale reprezentować mnie przed sądem już nie będą.
Przeszkoda druga: jak usłyszałem od konsultanta PIP, okolicznością bardzo osłabiającą szanse na zwycięstwo jest pierwotna zgoda twórcy/zleceniobiorcy na śmieciówkę. Wychodziłoby więc, że pozwy o ustalenie stosunku pracy są drogą głównie dla osób, na których wymuszono zamianę etatu na śmieciówkę. Ryzyko przegranej spore, a za nią poszłyby koszty mojego adwokata, adwokata pozwanego (co prawda w jakichś widełkach, więc jeśli wezmą sobie Domańskiego-Zakrzewskiego-Palinkę, to z częścią kosztów zostaną sami) i koszty sądowe. Ustawodawca łaskawie zwalnia powoda z wpisu sądowego.
1) Nie jest prawdą, że praca na umowę o dzieło na kwoty rzędu 4 tys. wyklucza kredyt hipoteczny.
(Właściwie staram się nie mówić o tym "praca", a tylko "wykonywanie dzieł", a siebie nie nazywać "pracownikiem", a "twórcą", jakkolwiek by to pretensjonalnie i niewygodnie nie brzmiało. Szczególnie pilnuję tej terminologii w kontaktach z moimi zleceniodawcami-wyłudzaczami, którzy lubią myśleć o sobie, że są moimi "pracodawcami").
Dostałem (dostaliśmy) kredyt hipoteczny na ok. 50-metrowe mieszkanie w dobrej dzielnicy Poznania legitymując się wyłącznie serią umów o dzieło na kwotę ok. 4 tys. miesięcznie na rękę łącznie na 2 osoby (kredyt razem z żoną). Pozytywne decyzje kredytowe dostaliśmy we wszystkich 3 bankach, w których składaliśmy wniosek (Millennium, BNP Paribas, Getin), a z riserczu wiem, że szanse na kredyt byłyby jeszcze co najmniej w mBanku i Aliorze. Kredyt wzięty rok temu. Z rozmów z doradami u brokerów i w bankach wnioskuję, że nie byliśmy wyjątkiem, choć czuć było, że to dla nich raczej rzadkość.
2) Nie jest niestety prawdą, że firma automatycznie "wyskakuje z kasiorki" z powodu
trzymania na śmieciówce kogoś, z kim de facto ma stosunek pracy. Jako osobiście zainteresowany badałem temat na coponiedziałkowych konsultacjach w oddziale PIP.
Przeszkoda pierwsza: takich rzeczy oczywiście nie przyznaje się w trybie administracyjnym, najpierw trzeba przepchnąć sprawę przez polski wymiar sprawiedliwości. W Poznaniu, gdzie mieszkam, terminy rozstrzygania przeciętnej sprawy cywilnej są podobno krótkie na tle kraju i sięgają około półtora roku. Podobno pozew o ustalenie stosunku pracy to raczej trudna sprawa, nie obejdzie się więc bez zastępstwa procesowego, na które ja-prekariusz najpierw musiałbym wyłożyć ciężkie (dla mnie) tysiące, pogłebiając stan niepewności. Pomoc PIPu jest umiarkowana: można ich poprosić o kontrolę u pracodawcy. Jeśli kontrola potwierdzi nieprawidłowości, mogą wlepić jakąś karę administracyjną i wnieść w moim imieniu pozew do sądu. Ale reprezentować mnie przed sądem już nie będą.
Przeszkoda druga: jak usłyszałem od konsultanta PIP, okolicznością bardzo osłabiającą szanse na zwycięstwo jest pierwotna zgoda twórcy/zleceniobiorcy na śmieciówkę. Wychodziłoby więc, że pozwy o ustalenie stosunku pracy są drogą głównie dla osób, na których wymuszono zamianę etatu na śmieciówkę. Ryzyko przegranej spore, a za nią poszłyby koszty mojego adwokata, adwokata pozwanego (co prawda w jakichś widełkach, więc jeśli wezmą sobie Domańskiego-Zakrzewskiego-Palinkę, to z częścią kosztów zostaną sami) i koszty sądowe. Ustawodawca łaskawie zwalnia powoda z wpisu sądowego.