Mnie przekonuje argument że niejednokrotnie ewangelie to samozaprzeczający sobie bełkot, i że gdyby autorzy nie musieli uwzględniać haseł które potencjalny czytelnik znał już ze słyszenia jako słowa Jezusa, a które nie pasowały twórcom ewangelii do zamierzonego przekazu, toby takiego bełkotu łatwo uniknęli. Ale zgadzam się że to słaba przesłanka.
Oczywiście mówię o historycznym JC wyłącznie w znaczeniu "lokalny guru małej nieco pojebanej sekty" a nie żadne mambo jambo z bieganiem po wodzie i wskrzeszaniem wędzonego tuńczyka (choć to to Piotr, nie Jezus).
Oczywiście mówię o historycznym JC wyłącznie w znaczeniu "lokalny guru małej nieco pojebanej sekty" a nie żadne mambo jambo z bieganiem po wodzie i wskrzeszaniem wędzonego tuńczyka (choć to to Piotr, nie Jezus).