Każdy z nas, kto ma więcej niż 18 do 21 lat, popełnił w życiu jakąś nieobliczalną głupotę, niejeden nawet więcej niż jedną (głupot popełnionych w wieku poniżej 18 - 21 nie biorę pod uwagę, są one jakby "statutowe").
Dlatego bez żadnych uprzedzeń a wręcz z przyjemnością czytałem tekst pana Marka Grocholskiego - podobała mi się autoironia autora (tak wówczas jeszcze sądziłem) - facet jest totalną samochodową "nogą" a umie się do tego przyznać i to w kraju, w którym jak fama niesie facet prędzej się przyzna, że jest kiepski w łóżku niż za kierownicą. Pewną dozę podejrzenia nasunął tylko fragment, w którym napisał, jak to po 30 latach pracy i wychowaniu oraz wykształceniu pięciorga dzieci, po raz pierwszy w życiu wypuszcza się za granicę w "podróż życia" i to aż do Marsylii (sic). Trochę nieprawdopodobne i powiało toruńskim smrodkiem. Dlaczego nieprawdopodobne - bo pisze to facet, który jest redaktorem naczelnym znakomitego kwartalnika (Tatry) a poprzednio przez wiele lat był naczelnym jednego z nielicznych tygodników regionalnych o wysokim poziomie, czyli Tygodnika Podhalańskiego? Przeszedłem jednak nad tym do porządku, bywa różnie, może go świat nie ciekawił. Bush junior nim został prezydentem był tylko w Meksyku.
Kolejne zdziwienie to akapit, w którym Grocholski piszę, że wlewając do auta pojemnik oleju za 20 euro wlewa 10% swoich miesięcznych zarobków - mam obrzydliwy inżynierski nawyk liczenia i od razu policzyłem, że 100% to 200 euro czyli w przybliżeniu 900 złotych - czyżby dyrektor TPN był aż takim kutwą i tak kiepsko płacił naczelnemu swego flagowego wydawnictwa? Tego rodzaju smrodek też mi jest doskonale znany, jeszcze z czasów PRL, gdy ludzie, mieszkający w własnym całkiem niezłym domu i jeżdżący całkiem niezłym jak na tamte czasy autem, będąc w towarzystwie z upodobaniem robili z siebie żebraka, szczególnie po 1981 roku, gdy taka "nędza" znakomicie konweniowała z mundurkiem opozycjonisty (sweterek, broda, wąsy), podczas gdy wszyscy w koło wiedzieli, że uprzednio nasz "opozycjonista" bądź siedział cicho jak trusia, bądź gorliwie uczęszczał na wiadome zebrania a niejeden "partyjny" bardziej szczerze pyskował i to oficjalnie, jawnym tekstem. Ale i nad tym przeszedłem do porządku - ludzie mają swoje słabostki.
Teraz tylko byłem ciekaw, jaka będzie puenta tekstu. No i grom z jasnego nieba, bo zabrzmiała rewolucyjna pieśń - "o cześć wam panowie magnaci/bankierzy" a także zawoalowana groźba, że "nadejdzie czas zapłaty, sędziami wtedy będziem my".
No i w tym momencie zgłupłem i przestałem wszystko rozumieć - o co. k****, chodzi panie Marku?
No i w dodatku poczułem się obrażony - na początku tekstu było o autostradzie, po której mkną lśniące nowością pojazdy, w połączeniu z zakończeniem to jak rozumiem stanowiące własność tych bankierów, prezesów i dyrektorów, słowem "burżujów, aby pozostać w poetyce Grocholskiego. A to nieprawda. Ten prawdziwy burżuj na wakacje nie mknie autostradą, on leci samolotem, niekiedy własnym. On autostrady używa czasami w byznesie, ale tylko wtedy, gdy przejazd autostradą jest najkorzystniejszym czasowo wariantem osiągnięcia celu podróży, czyli dość nieczęsto.
To, komu służy autostrada? Przede wszystkim wysokotonażowym pojazdom transportowym (tak nawiasem - spory ich procent, znacznie przewyższający nasz udział w powierzchni UE, to samochody z polską rejestracją). A reszta to typowa klasa średnia, w tym również i czasami polski emeryt a także i młody polski magister lub inżynier u progu kariery. Jadą spokojnie i bezpiecznie, między innymi, dlatego, że nie "zapomnieli" przed wyjazdem sprawdzić stan auta i zrobić co trzeba. I proszę mi nie wmawiać, że to właściwe tylko dla inżynierów i innych informatyków - znam sporo autentycznych humanistów, w tym jednego poetę liryka, co potrafią wiele zrobić przy samochodzie a już na pewno wiedzą, co mu potrzeba i korzystają z usł![]()
![]()
Dlatego bez żadnych uprzedzeń a wręcz z przyjemnością czytałem tekst pana Marka Grocholskiego - podobała mi się autoironia autora (tak wówczas jeszcze sądziłem) - facet jest totalną samochodową "nogą" a umie się do tego przyznać i to w kraju, w którym jak fama niesie facet prędzej się przyzna, że jest kiepski w łóżku niż za kierownicą. Pewną dozę podejrzenia nasunął tylko fragment, w którym napisał, jak to po 30 latach pracy i wychowaniu oraz wykształceniu pięciorga dzieci, po raz pierwszy w życiu wypuszcza się za granicę w "podróż życia" i to aż do Marsylii (sic). Trochę nieprawdopodobne i powiało toruńskim smrodkiem. Dlaczego nieprawdopodobne - bo pisze to facet, który jest redaktorem naczelnym znakomitego kwartalnika (Tatry) a poprzednio przez wiele lat był naczelnym jednego z nielicznych tygodników regionalnych o wysokim poziomie, czyli Tygodnika Podhalańskiego? Przeszedłem jednak nad tym do porządku, bywa różnie, może go świat nie ciekawił. Bush junior nim został prezydentem był tylko w Meksyku.
Kolejne zdziwienie to akapit, w którym Grocholski piszę, że wlewając do auta pojemnik oleju za 20 euro wlewa 10% swoich miesięcznych zarobków - mam obrzydliwy inżynierski nawyk liczenia i od razu policzyłem, że 100% to 200 euro czyli w przybliżeniu 900 złotych - czyżby dyrektor TPN był aż takim kutwą i tak kiepsko płacił naczelnemu swego flagowego wydawnictwa? Tego rodzaju smrodek też mi jest doskonale znany, jeszcze z czasów PRL, gdy ludzie, mieszkający w własnym całkiem niezłym domu i jeżdżący całkiem niezłym jak na tamte czasy autem, będąc w towarzystwie z upodobaniem robili z siebie żebraka, szczególnie po 1981 roku, gdy taka "nędza" znakomicie konweniowała z mundurkiem opozycjonisty (sweterek, broda, wąsy), podczas gdy wszyscy w koło wiedzieli, że uprzednio nasz "opozycjonista" bądź siedział cicho jak trusia, bądź gorliwie uczęszczał na wiadome zebrania a niejeden "partyjny" bardziej szczerze pyskował i to oficjalnie, jawnym tekstem. Ale i nad tym przeszedłem do porządku - ludzie mają swoje słabostki.
Teraz tylko byłem ciekaw, jaka będzie puenta tekstu. No i grom z jasnego nieba, bo zabrzmiała rewolucyjna pieśń - "o cześć wam panowie magnaci/bankierzy" a także zawoalowana groźba, że "nadejdzie czas zapłaty, sędziami wtedy będziem my".
No i w tym momencie zgłupłem i przestałem wszystko rozumieć - o co. k****, chodzi panie Marku?
No i w dodatku poczułem się obrażony - na początku tekstu było o autostradzie, po której mkną lśniące nowością pojazdy, w połączeniu z zakończeniem to jak rozumiem stanowiące własność tych bankierów, prezesów i dyrektorów, słowem "burżujów, aby pozostać w poetyce Grocholskiego. A to nieprawda. Ten prawdziwy burżuj na wakacje nie mknie autostradą, on leci samolotem, niekiedy własnym. On autostrady używa czasami w byznesie, ale tylko wtedy, gdy przejazd autostradą jest najkorzystniejszym czasowo wariantem osiągnięcia celu podróży, czyli dość nieczęsto.
To, komu służy autostrada? Przede wszystkim wysokotonażowym pojazdom transportowym (tak nawiasem - spory ich procent, znacznie przewyższający nasz udział w powierzchni UE, to samochody z polską rejestracją). A reszta to typowa klasa średnia, w tym również i czasami polski emeryt a także i młody polski magister lub inżynier u progu kariery. Jadą spokojnie i bezpiecznie, między innymi, dlatego, że nie "zapomnieli" przed wyjazdem sprawdzić stan auta i zrobić co trzeba. I proszę mi nie wmawiać, że to właściwe tylko dla inżynierów i innych informatyków - znam sporo autentycznych humanistów, w tym jednego poetę liryka, co potrafią wiele zrobić przy samochodzie a już na pewno wiedzą, co mu potrzeba i korzystają z usł
